wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział III


     Wypolerowane podłogi, puste korytarze, tłoczliwe poczekalnie, płaczący krewni, wyczerpani lekarze i srogi, kliniczny zapach środków dezynfekujących były pośród tych rzeczy, których Hope doświadczyła idąc na oddział intensywnej terapii, gdzie obecnie przebywała jej przyjaciółka, a każde z nich wysyłało falę strachu i wspomnień przez jej ciało, prawie obezwładniając ją.
     Jeszcze niecałe trzy tygodnie temu sama tutaj przebywała, a tym czasem idzie tutejszym korytarzem nie jako pacjent a odwiedzający. Role zadziwiająco niefortunnie się odwróciły, a myśli Hope krążyły tylko wokół tego, że to ona powinna teraz być na miejscu przyjaciółki. Świadomość tego, że wcześniej niczego nie zauważyła i nie powstrzymała Margaret, była tak silna, że ciało nastolatki snuło się po korytarzu jak wrak czegoś co przypominało człowieka, a umysł pękał od nadmiaru myśli.
     Brunetka z litością spojrzała na białe drzwi gabinetu lekarskiego, w którym toczyła się rozmowa rodziców Margaret z lekarzem prowadzącym leczenie dziewczyny. Minęło już ponad półtorej godziny i nadal żadnych wiadomości. To jest jakieś chore - pomyślała Hope, gdy uświadomiła sobie ile tak naprawdę minęło już czasu od wyjścia do bufetu.
     Małe pasmo światła pojawiło się tuż przy progu drzwi, ciągnąc się aż do przeciwnej ściany. Zaraz po tym pojawił się cichy, choć wyraźny stukot obcasów i Hope wiedziała, że rozmowa dobiegła końca. Jak oparzona zerwała się z krzesła, podbiegając do zapłakanej (?) matki przyjaciółki.
- Pani Kelly? Co z Margaret?
- Ona… Hope, ona ma bulimię – głos kobiety załamał się, a ona sama wybuchła spazmatycznym płaczem.
     Nikt by się nie spodziewał takiego rokowania lekarzy, z wyjątkiem Hope, która już od początku przypuszczała powód zasłabnięcia Margaret. Bulimia. Poważna choroba, do której dziewczyna dążyła od, jak się okazało, miesiąca. Niestety, nie zdawała sobie sprawy jakie konsekwencje niesie za sobą ta oto przypadłość.

~*~

     2 tygodnie później

- Wejdź, jestem sama w domu. – Powiedziała Hope zapraszając tym samym Margaret do środka. Dziewczyna skinęła jedynie głową i podążyła za oddalającą się sylwetką brunetki.
     Jej ciało było jeszcze osłabione i bardziej przypominające cień człowieka niżeli prawdziwą sylwetkę, ale mimo to odważyła się wyjść z domu i podążyć przez kilka przecznic by dotrzeć do domu przyjaciółki i poważnie z nią porozmawiać. Nie wiadomo skąd, ale poczuła potrzebę nie tylko wyjaśnienia, ale i wyżalenia się komuś, komu może zaufać, dlatego też przyszła do Hope.
- Um, Hope? Czy ty… jesteś na mnie zła? – Zapytała dość nieśmiało, co nie oznaczało że tak miało to wyglądać. Po prostu była zbyt słaba by nadać pytaniu odpowiedniej tonacji.
 - Ja? Niee. Skądże? Przecież to normalne, że nie mówi się przyjaciółce o tym, że chce się sprowadzić na dno lub zwyczajnie zabić. – Powiedziała dość sarkastycznie, co nie spodobało się Margaret.
- Czyli jednak jesteś?
- No a nie?
- Ja… przepraszam. To nie miało tak wyglądać. Ja chciałam schudnąć, ale jak na złość waga stała nieruchomo. Wtedy wpadłam na pomysł, że może… - Tu zatrzymała się jakby chciała znaleźć odpowiednie słowo by określić to co chciała przekazać, ale nic nie nasuwało się jej do głowy.
- Będę wymiotować za każdym razem gdy coś zjem? – Dopowiedziała Hope uzupełniając wypowiedź przyjaciółki. Ta pokiwała z dezaprobatą głową i upadła na drewnianą podłogę w salonie brunetki. Już po chwili dało się słyszeć ciche szlochanie co nie zdziwiło Hope, bo domyślała się jak przyjaciółka będzie chciała przekonać ją do uwierzenia w jej niewinność. Mimo to, uklękła przy niej i objęła ją tak, by mogła poczuć kompletny brak odrzucenia, czy nawet strachu. Hope nie chciała być niemiła, a tym bardziej wredna w stosunku do przyjaciółki, ale ta - jakby nie patrzeć - oszukała ją. Przynajmniej takie było tłumaczenie Hope w stosunku do swojej postawy.  
     Teraz gdy widziała rozpacz i ból rysujący się na twarzy Margaret, nie potrafiła dalej utrzymywać gniewu w sobie. Przed oczami dziewczyny stanął obraz jej samej, zmagającej się z chorobą na samym początku. Większości wydawało się, że dziewczyna doskonale radzi sobie z tak potworną przypadłością jaka ją spotkała. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. To nie tylko ból fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny, odznaczający wielkie piętno na samopoczuciu, trwający wiele dni, miesięcy, a nawet lat. W przypadku nastolatki, trwa to już piąty rok i nigdy sobie nie wyobrażała, że jej najlepsza przyjaciółka wpakuje się w tak podobne świństwo. Dlatego poczucie winy tak bardzo trzymało się brunetki. Nie powstrzymała Margaret, choć miała przypuszczenia. Więc dlaczego nie zadziałała w porę? 
- Jesteś idiotką wiesz? – Odezwała się po dłuższej chwili Hope z nikłym uśmiechem na twarzy, którego Margaret nie miała szansy zobaczyć.
- Co? – Zapytała zdziwiona.
- Jesteś głuchą idiotką. Wiesz w co ty się teraz wpakowałaś? – Teraz brunetka odsunęła się od przyjaciółki by ta mogła zobaczyć, iż Hope wcale nie mówiła tego ze złością, ale bardziej z rozbawieniem.
- Ja… - urwała na moment, by posklejać ze sobą słowa, które chciała powiedzieć, aby zabrzmiały stosunkowo sensownie. – Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Wydawało mi się, że jestem zbyt puszysta, no i tak się zaczęło. Przepraszam.
- Przestań wiecznie przepraszać, chyba że mówisz to do siebie, bo ty najbardziej na tym ucierpisz. Może i bulimia to nie anoreksja, ale temat jest niemalże identyczny i uwierz mi, że z tego bagna nie jest tak łatwo się wydostać.
- Wiem – przyznała ze skruchą.
- Chcesz się wyleczyć?
     Tu Margaret nie odezwała się. Czy chciała się wyleczyć? Podświadomość wręcz krzyczała TAK, ale ona się nią nie kierowała. Żeby powiedzieć NIE także nie miała odwagi, no bo jak zareagowałaby Hope? Na pewno zdenerwowała by się, i to bardzo. W niewiedzy po prostu wzruszyła ramionami. W ten sposób chciała także zakończyć ten temat. Hope najwyraźniej doskonale odebrała niemą odpowiedź przyjaciółki, bo już po chwili odezwała się:
- Może wybrałybyśmy się na małe zakupy? Ostatnio gdy szłam ze szkoły zauważyłam na wystawie jakiegoś sklepu śliczną sukienkę. Gdy ją tylko ujrzałam, od razu pomyślałam o tobie i… - nagle dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na sylwetkę przyjaciółki. Patrząc na sukienkę, przed oczami miała postać dawnej Margaret, nie takiej, która stoi teraz przed nią, ale tej, która była ponad miesiąc temu. Czyli nawet zakupy nie odwrócą nas od tematu jej choroby… Pomyślała Hope i szybko upozorowała uśmiech, który tłumaczyłby przerwę w wypowiedzi brunetki.
- I? – Dopytywała się Margaret.
- I myślę, że będzie tobie za duża… I jeśli chcesz możemy ją obczaić*.
- Jasne, w sumie to nawet dobry pomysł. Dawno nigdzie nie byłam, a takie zakupy to dobre wyjście. – Uśmiechnęła się blado i dopiero teraz zorientowała się, że nadal klęczy na ciemnym drewnie podłogowym. Jej uśmiech powiększył się, gdy podnosiła się z podłogi, a wraz z nią wstała Hope.
     Razem usiadły na kanapie rozmawiając na mniej lub więcej ważne tematy. Hope w końcu poczuła, że powracają stare czasy kiedy to ich wspólne rozmowy nie miały końca. I tak rzeczywiście było. Nie chciały poruszać już tematu bulimii, ale obie doskonale wiedziały że to nie koniec i prędzej czy później znów będą musiały wznowić temat. Ale nie teraz, w tej chwili cieszyły się tylko i wyłącznie swoją obecnością. Niestety tylko do czasu…

*użyłam tego słowa by nadać wypowiedzi Hope bardziej potocznego i młodzieżowego języka. Mam nadzieję, że to nikomu nie przeszkadza.

Od autora:
Cześć moi mili!! ♥
Wiem, że długo mnie nie było, ale miałam prawie dwutygodniowy wyjazd do Bułgarii i nie miałam jak napisać tegoż rozdziału.
Jak tam po zakończeniu roku szkolnego? Świadectwa z paskiem? Muszę wam powiedzieć, że ja w tym roku się nie postarałam. No cóż, olałam sprawę i nawet nie zauważyłam kiedy to się stało. Ale w trzeciej klasie będę walczyć o pasek. Jakby co, to mam was za świadków heh ;D
Standardowo proszę choć o mały komentarz, bo mam nieodparte wrażenie, że czytający nie komentują. A może się mylę, bo nikt nie czyta, pomijając 4 osoby, które ‘mnie nie opuszczają’.
Pozdrawiam wszystkich.
Chocollate ♥