Wypolerowane podłogi, puste korytarze, tłoczliwe poczekalnie, płaczący
krewni, wyczerpani lekarze i srogi, kliniczny zapach środków dezynfekujących
były pośród tych rzeczy, których Hope doświadczyła idąc na oddział intensywnej terapii,
gdzie obecnie przebywała jej przyjaciółka, a każde z nich wysyłało falę strachu
i wspomnień przez jej ciało, prawie obezwładniając ją.
Jeszcze niecałe trzy tygodnie
temu sama tutaj przebywała, a tym czasem idzie tutejszym korytarzem nie jako
pacjent a odwiedzający. Role zadziwiająco niefortunnie się odwróciły, a myśli
Hope krążyły tylko wokół tego, że to ona powinna teraz być na miejscu
przyjaciółki. Świadomość tego, że wcześniej niczego nie zauważyła i nie
powstrzymała Margaret, była tak silna, że ciało nastolatki snuło się po
korytarzu jak wrak czegoś co przypominało człowieka, a umysł pękał od nadmiaru
myśli.
Brunetka z litością spojrzała na
białe drzwi gabinetu lekarskiego, w którym toczyła się rozmowa rodziców
Margaret z lekarzem prowadzącym leczenie dziewczyny. Minęło już ponad półtorej
godziny i nadal żadnych wiadomości. To
jest jakieś chore - pomyślała Hope, gdy uświadomiła sobie ile tak naprawdę
minęło już czasu od wyjścia do bufetu.
Małe pasmo światła pojawiło się
tuż przy progu drzwi, ciągnąc się aż do przeciwnej ściany. Zaraz po tym pojawił
się cichy, choć wyraźny stukot obcasów i Hope wiedziała, że rozmowa dobiegła
końca. Jak oparzona zerwała się z krzesła, podbiegając do zapłakanej (?) matki
przyjaciółki.
- Pani Kelly? Co z Margaret?
- Ona… Hope, ona ma bulimię – głos kobiety załamał się, a ona sama wybuchła
spazmatycznym płaczem.
Nikt by się nie spodziewał
takiego rokowania lekarzy, z wyjątkiem Hope, która już od początku
przypuszczała powód zasłabnięcia Margaret. Bulimia. Poważna choroba, do której
dziewczyna dążyła od, jak się okazało, miesiąca. Niestety, nie zdawała sobie
sprawy jakie konsekwencje niesie za sobą ta oto przypadłość.
~*~
2 tygodnie później
- Wejdź, jestem sama w domu. – Powiedziała Hope zapraszając tym samym
Margaret do środka. Dziewczyna skinęła jedynie głową i podążyła za oddalającą
się sylwetką brunetki.
Jej ciało było jeszcze osłabione
i bardziej przypominające cień człowieka niżeli prawdziwą sylwetkę, ale mimo to
odważyła się wyjść z domu i podążyć przez kilka przecznic by dotrzeć do domu
przyjaciółki i poważnie z nią porozmawiać. Nie wiadomo skąd, ale poczuła
potrzebę nie tylko wyjaśnienia, ale i wyżalenia się komuś, komu może zaufać,
dlatego też przyszła do Hope.
- Um, Hope? Czy ty… jesteś na mnie zła? – Zapytała dość nieśmiało, co nie
oznaczało że tak miało to wyglądać. Po prostu była zbyt słaba by nadać pytaniu
odpowiedniej tonacji.
- Ja? Niee. Skądże? Przecież to
normalne, że nie mówi się przyjaciółce o tym, że chce się sprowadzić na dno lub
zwyczajnie zabić. – Powiedziała dość sarkastycznie, co nie spodobało się
Margaret.
- Czyli jednak jesteś?
- No a nie?
- Ja… przepraszam. To nie miało tak wyglądać. Ja chciałam schudnąć, ale jak
na złość waga stała nieruchomo. Wtedy wpadłam na pomysł, że może… - Tu
zatrzymała się jakby chciała znaleźć odpowiednie słowo by określić to co
chciała przekazać, ale nic nie nasuwało się jej do głowy.
- Będę wymiotować za każdym razem gdy coś zjem? – Dopowiedziała Hope
uzupełniając wypowiedź przyjaciółki. Ta pokiwała z dezaprobatą głową i upadła
na drewnianą podłogę w salonie brunetki. Już po chwili dało się słyszeć ciche
szlochanie co nie zdziwiło Hope, bo domyślała się jak przyjaciółka będzie
chciała przekonać ją do uwierzenia w jej niewinność. Mimo to, uklękła przy niej
i objęła ją tak, by mogła poczuć kompletny brak odrzucenia, czy nawet strachu.
Hope nie chciała być niemiła, a tym bardziej wredna w stosunku do przyjaciółki,
ale ta - jakby nie patrzeć - oszukała ją. Przynajmniej takie było tłumaczenie
Hope w stosunku do swojej postawy.
Teraz gdy widziała rozpacz i ból
rysujący się na twarzy Margaret, nie potrafiła dalej utrzymywać gniewu w sobie.
Przed oczami dziewczyny stanął obraz jej samej, zmagającej się z chorobą na
samym początku. Większości wydawało się, że dziewczyna doskonale radzi sobie z
tak potworną przypadłością jaka ją spotkała. W rzeczywistości było zupełnie
inaczej. To nie tylko ból fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny,
odznaczający wielkie piętno na samopoczuciu, trwający wiele dni, miesięcy, a
nawet lat. W przypadku nastolatki, trwa to już piąty rok i nigdy sobie nie
wyobrażała, że jej najlepsza przyjaciółka wpakuje się w tak podobne świństwo. Dlatego
poczucie winy tak bardzo trzymało się brunetki. Nie powstrzymała Margaret, choć
miała przypuszczenia. Więc dlaczego nie zadziałała w porę?
- Jesteś idiotką wiesz? – Odezwała się po dłuższej chwili Hope z nikłym
uśmiechem na twarzy, którego Margaret nie miała szansy zobaczyć.
- Co? – Zapytała zdziwiona.
- Jesteś głuchą idiotką. Wiesz w co ty się teraz wpakowałaś? – Teraz
brunetka odsunęła się od przyjaciółki by ta mogła zobaczyć, iż Hope wcale nie
mówiła tego ze złością, ale bardziej z rozbawieniem.
- Ja… - urwała na moment, by posklejać ze sobą słowa, które chciała
powiedzieć, aby zabrzmiały stosunkowo sensownie. – Nie wiem, dlaczego to
zrobiłam. Wydawało mi się, że jestem zbyt puszysta,
no i tak się zaczęło. Przepraszam.
- Przestań wiecznie przepraszać, chyba że mówisz to do siebie, bo ty
najbardziej na tym ucierpisz. Może i bulimia to nie anoreksja, ale temat jest
niemalże identyczny i uwierz mi, że z tego bagna nie jest tak łatwo się
wydostać.
- Wiem – przyznała ze skruchą.
- Chcesz się wyleczyć?
Tu Margaret nie odezwała się.
Czy chciała się wyleczyć? Podświadomość wręcz krzyczała TAK, ale ona się nią
nie kierowała. Żeby powiedzieć NIE także nie miała odwagi, no bo jak
zareagowałaby Hope? Na pewno zdenerwowała by się, i to bardzo. W niewiedzy po
prostu wzruszyła ramionami. W ten sposób chciała także zakończyć ten temat.
Hope najwyraźniej doskonale odebrała niemą odpowiedź przyjaciółki, bo już po
chwili odezwała się:
- Może wybrałybyśmy się na małe zakupy? Ostatnio gdy szłam ze szkoły
zauważyłam na wystawie jakiegoś sklepu śliczną sukienkę. Gdy ją tylko ujrzałam,
od razu pomyślałam o tobie i… - nagle dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na
sylwetkę przyjaciółki. Patrząc na sukienkę, przed oczami miała postać dawnej
Margaret, nie takiej, która stoi teraz przed nią, ale tej, która była ponad
miesiąc temu. Czyli nawet zakupy nie
odwrócą nas od tematu jej choroby… Pomyślała Hope i szybko upozorowała
uśmiech, który tłumaczyłby przerwę w wypowiedzi brunetki.
- I? – Dopytywała się Margaret.
- I myślę, że będzie tobie za duża…
I jeśli chcesz możemy ją obczaić*.
- Jasne, w sumie to nawet dobry pomysł. Dawno nigdzie nie byłam, a takie
zakupy to dobre wyjście. – Uśmiechnęła się blado i dopiero teraz zorientowała
się, że nadal klęczy na ciemnym drewnie podłogowym. Jej uśmiech powiększył się,
gdy podnosiła się z podłogi, a wraz z nią wstała Hope.
Razem usiadły na kanapie
rozmawiając na mniej lub więcej ważne tematy. Hope w końcu poczuła, że
powracają stare czasy kiedy to ich wspólne rozmowy nie miały końca. I tak
rzeczywiście było. Nie chciały poruszać już tematu bulimii, ale obie doskonale
wiedziały że to nie koniec i prędzej czy później znów będą musiały wznowić
temat. Ale nie teraz, w tej chwili cieszyły się tylko i wyłącznie swoją
obecnością. Niestety tylko do czasu…
*użyłam tego słowa by nadać wypowiedzi Hope bardziej potocznego i
młodzieżowego języka. Mam nadzieję, że to nikomu nie przeszkadza.
Od autora:
Cześć moi mili!! ♥
Wiem, że długo mnie nie było, ale miałam prawie dwutygodniowy wyjazd do
Bułgarii i nie miałam jak napisać tegoż rozdziału.
Jak tam po zakończeniu roku szkolnego? Świadectwa z paskiem? Muszę wam
powiedzieć, że ja w tym roku się nie postarałam. No cóż, olałam sprawę i nawet
nie zauważyłam kiedy to się stało. Ale w trzeciej klasie będę walczyć o pasek.
Jakby co, to mam was za świadków heh ;D
Standardowo proszę choć o mały komentarz, bo mam nieodparte wrażenie, że
czytający nie komentują. A może się mylę, bo nikt nie czyta, pomijając 4 osoby,
które ‘mnie nie opuszczają’.
Pozdrawiam wszystkich.
Chocollate ♥